Rozmowa z wiceprzewodniczącym komisji rolnictwa i rozwoju wsi
w Parlamencie Europejskim, Czesławem Siekierskim.
W perspektywie finansowej UE na lata 2014–2020 poziom wsparcia dla polskiej wsi i rolnictwa przez jednych uważany jest za szczególnie hojny, zdaniem innych jest najniższym z możliwych. Jaka jest pana opinia o wielkości tej pomocy?
– Jeśli nakłady Unii Europejskiej na Wspólną Politykę Rolną są obecnie o 40 mld euro niższe niż w latach 2007–2013, a dla Polski są one większe niż w poprzednich latach, to bądźmy sprawiedliwi i oceniajmy to po chrześcijańsku. Mniejsza niż poprzednio, o około 4 mld euro, będzie jedynie unijna pomoc dla Polski przeznaczona na rozwój obszarów wiejskich. Ale mieszkańcom wsi zostanie ona zrekompensowana przez Politykę Spójności, z której na realizację programów operacyjnych w Programie Rozwoju Obszarów Wiejskich skierowane zostanie 5,2 mld euro. Będą one przeznaczone na inwestycje zaopatrujące wieś w wodę, na kanalizację, na budowę dróg lokalnych itp.
Prawdopodobnie dotacje z budżetu Unii dla polskiej wsi będą już ostatnimi w takiej skali. Na co w pierwszym rzędzie powinny one zostać wykorzystane?
– Najważniejsza, moim zdaniem, będzie poprawa konkurencyjności polskiego rolnictwa, z czego wynika, że konieczna jest modernizacja gospodarstw rolnych. Ale tym razem pierwszeństwo w dostępie do unijnych środków powinny mieć te gospodarstwa rolne, które do tej pory z nich nie korzystały. Po drugie, warto uaktywnić te regiony, w których są słabsze gleby, bo tu dochody rolników są niższe od przeciętnych i oni naprawdę nie mają z czego inwestować. Po trzecie, w pierwszym rzędzie powinno się wspierać gospodarstwa rozwojowe, czyli takich rolników, którzy chcą przejmować ziemię. Po czwarte, nadal trzeba wspierać podejmowanie przez rolników wspólnych działań, czyli tworzenie grup producentów. Ale takich grup, w skład których wchodzi wielu rolników, a nie takich, które tworzą układy rodzinno-biznesowe. Ponadto należy wspierać drobne przetwórstwo, które nie powinno być nękane zbyt dużymi podatkami i nadmiernymi rygorami sanitarno-weterynaryjnymi. Ogólnie mówiąc, większym gospodarstwom rolnym trzeba stwarzać możliwości rozwojowe, a małym pomagać, bo to głównie one przejmują nadmiar siły roboczej na wsi. Unijne środki powinno się wykorzystać także na poprawę edukacji i kultury na wsi.
Za polskim rolnictwem ciągną się tzw. zaszłości: nieakceptowany na ogół przez społeczeństwo odrębny system ubezpieczeń społecznych, mało mobilizujący system obciążeń podatkowych, uniemożliwiająca osiąganie wyższej wydajności pracy struktura agrarna. Co w tych sprawach do 2020 roku można zmienić?
– Kasa Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego pełni w Polsce funkcję socjalną. System ten został stworzony dla ratowania polskiej wsi w trudnym dla niej momencie wprowadzania u nas zasad gospodarki rynkowej. Wystarczy zresztą przypomnieć, kto się wówczas za tym opowiadał: Leszek Balcerowicz, Andrzej Kosiniak-Kamysz, Artur Balazs, a pomagał im Jacek Kuroń. Nawiasem, KRUS otrzymał bardzo dobrą ocenę strzegącego racjonalności ekonomicznej Banku Światowego. Jest on dużo tańszy od ZUS, na który dotacje z budżetu państwa wynoszą ponad 60 mld zł rocznie. A wszystkich, którzy mieszkańcom wsi zazdroszczą niskich składek, informuję, że renty i emerytury rolników są bardzo niskie, prawie o połowę niższe od rent i emerytur pracowniczych. W końcu jeśli ktoś uważa, że KRUS rolników faworyzuje, to nic nie stoi na przeszkodzie, by zmienił zawód. Kupił ziemię i maszyny i popróbował pracy w rolnictwie. Jeśli idzie o system podatkowy, to w zasadzie można by przyjąć zasadę, że w rolnictwie, podobnie jak w innych działach gospodarki, powinien obowiązywać podatek dochodowy. Tyle, że na takiej zmianie budżet państwa w ogóle by nie skorzystał, bo dochody w polskim rolnictwie są niskie. Jednocześnie przypominam, że połowa tych dochodów pochodzi obecnie ze środków UE. Jeśli podatki dla rolników byłyby naliczane po bożemu, to nie widzę przeszkód, by je wprowadzić. Zwłaszcza w większych gospodarstwach rolnych. Wydajność pracy w polskim rolnictwie jest rzeczywiście niewielka, co wynika w pierwszym rzędzie z niekorzystnej struktury agrarnej. Ale rolnictwo dostarcza społeczeństwu także innych dóbr, takich jak kształtowanie krajobrazu i ochrona środowiska i ta jego funkcja też powinna być należycie doceniana.
Czym grozi nam postępujące rozwarstwienie między regionami, gminami, wsiami, a także między mieszkańcami wsi. Czy powinno się w te procesy ingerować?
– To rozwarstwienie postępuje i nie powinno się przechodzić koło tego obojętnie. Ingerencja państwa powinna tu polegać przede wszystkim na stwarzaniu odpowiednich mechanizmów, dzięki którym uda się ten proces zahamować. Mogłaby to być np. pomoc adresowana do określonych rejonów i grup społecznych, ale powinna ona być jawna, zarówno na szczeblu krajowym jak i lokalnym. By powszechnie znane były rozmiary tej pomocy jak i powody, dla których się jej udziela. Ujawniać swoje dochody powinni także rolnicy, zresztą nie tylko rolnicy, ale i np. dziennikarze prywatnych mediów. Wysokość dochodów dla nikogo nie może być powodem do wstydu. Moim zdaniem, wysokość dopłat dla rolników powinna zależeć także od urodzajności ziemi. Czyli tam gdzie gleby są gorszej jakości, dopłaty bezpośrednie powinny być wyższe. Bo w niektórych regionach tylko w ten sposób będzie można zatrzymać ludzi.
Czy rolnicy nie powinni być współwłaścicielami zakładów przetwórstwa produktów rolnych? Jeśli tak, to w jaki sposób można by to osiągnąć?
– Tak, rolnicy powinni być współwłaścicielami zakładów przemysłu spożywczego i to był błąd naszych przekształceń własnościowych, że tak nie jest. Tylko, że rolnicy też powinni do tego dorosnąć. Muszą tego przede wszystkim chcieć, a jednocześnie mieć świadomość, że nie otrzymają tej współwłasności za darmo. Jednocześnie powinni pamiętać o tym, że taką współwłasność tworzy się latami, czyli, że nie jest to droga do szybkiego i łatwego wzbogacenia się. Tu bardzo ważne jest, by nie dochodziło do koncentracji tej własności i przejmowania przez kilka osób tego, co powinno być własnością wszystkich rolników. Bo potem taka mała grupa narzuca reguły gry na rynku i większość rolników nadal nie ma nic do powiedzenia. Myślę, że proces tworzenia z rolników współudziałowców w zakładach przetwórstwa nie jest całkiem niemożliwy i częściowo można by ten pierwotny błąd z okresu przekształceń naprawić.
Jaki, pana zdaniem, w 2020 roku będzie udział polskiego rolnictwa w Produkcie Krajowym Brutto? Jaki będzie jego udział w zatrudnieniu? Jaką część swoich dochodów będzie przeciętny Polak wydawał na żywność? Jak wysokie będzie dodatnie saldo Polski w handlu zagranicznym artykułami rolno-spożywczymi?
– Myślę, że na każde z tych pytań można udzielić takiej samej odpowiedzi: będą mniejsze. Udział rolnictwa w tworzeniu PKB będzie malał. Nadal zmniejszać się też będzie zatrudnienie w rolnictwie. Także w dochodach ludności spadał będzie udział wydatków na żywność. Chyba nie należy też oczekiwać dalszego zwiększania dodatniego dla Polski salda w handlu zagranicznym żywnością. Już teraz jest ono imponująco wysokie, oblicza się je na 5,5 mld euro. Ale czy ta prognoza się sprawdzi, to będzie zależeć także od strategii rozwoju naszego kraju. Wpływ na wybór tej strategii będzie miała także sytuacja w świecie. Będzie zależała od tego, w jakim tempie wzrastać będzie popyt na żywność i jak opłacalne dla producentów będą jej ceny. W polskim rolnictwie nadal będzie postępować koncentracja produkcji i część ludzi odejdzie z pracy na roli, jednocześnie jednak zwiększy się popyt na żywność tzw. naturalną, która nie jest wytwarzana metodami przemysłowymi oraz na taką, która zaspokaja pewne szczególne gusta. Otóż to będzie osłabiało tempo odchodzenia ludzi z rolnictwa. Niezależnie jednak od przyjętej przez rząd strategii rozwoju kraju, rolnictwo pozostanie takim działem gospodarki, który wymaga przede wszystkim stabilizacji. Sadu nie zakładu się na rok czy dwa, oborę mleczną też buduje się na wiele lat. Dlatego rolnictwo nie może być narażone na gwałtowne wahania koniunktury. Potrzebny będzie wspierany przez państwowe fundusze system wzajemnych ubezpieczeń rolników oraz uczciwa i przejrzysta współpraca z przemysłem spożywczym.
Rozmawiał: Edmund Szot