„Wielkie świnie kupują kupcy, a małe głupcy” – ostrzegało dawne przysłowie. Drugie zaś przekonywało: „Kto pasie wieprze, ten się wesprze, a kto woły, będzie goły”. Obecnie żadnym z tych przysłów polscy rolnicy już się nie przejmują.
W ubiegłym roku sprowadzili z zagranicy (głównie z Niemiec i z Danii) 5 mln prosiąt, jednocześnie rośnie liczba gospodarstw rolnych, które rezygnują z „pasienia wieprzy”. Chlewy pustoszeją, w przeciwieństwie do obór, gdzie bydła wprawdzie przestało ubywać, choć i tych zwierząt jest nadal w Polsce za mało.
Obecnie pogłowie trzody chlewnej obniżyło się już poniżej 11 mln sztuk i jest mniej więcej takie jakie było… prawie 60 lat temu! Pogłowie to jest przy tym dwa razy niższe niż w latach 1978–1980 oraz w latach 1991–1992, kiedy mieściło się w granicach 21–22 mln sztuk.
Od sześciu lat Polska jest per saldo importerem wieprzowiny, a import prosiąt jest teraz 22 razy (!) większy niż był w 2006 roku. Polak wprawdzie pozostał liczącym się konsumentem mięsa wieprzowego, ale jego spożycie zmniejszyło się z 41–43 kg do około 36 kg na osobę rocznie. I w coraz większej części to mięso pochodzi już z zagranicy. W diecie Polaka miejsce wieprzowiny zajmuje coraz częściej drób, którego spożycie wzrasta z każdym rokiem.
Spadek pogłowia świń jest następstwem drastycznego obniżenia się opłacalności chowu trzody chlewnej, tzn. pogorszenia się relacji cen skupu żywca wieprzowego w stosunku do cen pasz, czyli do cen jęczmienia i żyta. Ano, od ponad stu lat nieaktualne jest przysłowie, że „Od świętego Grzegorza (12 marca) świnia nie stoi już o gospodarza”, bo – jak niegdyś uważano – nakarmić może się do woli sama, na pastwisku. W XIX wieku była to letnia stołówka dla trzody chlewnej. Do rzadkości należy też karmienie świń ziemniakami, których w Polsce zjadały one niegdyś ponad 20 mln ton rocznie.
Obecnie świnie karmi się paszami zbożowymi i szuka się takich prosiąt, u których tzw. konwersja czyli zamiana pasz na to, czym prosię obrasta, jest najkorzystniejsza. Czyli – kiedy utuczenie świni do wagi 110–120 kg trwa najkrócej. Na razie prosięta z Danii, Niemiec czy z Holandii mają nad naszymi przewagę. Rzadziej chorują, a jedząc tyle samo przyrastają na wadze szybciej. W dodatku zakłady mięsne więcej za ich tusze płacą. Bo są mniej od naszych otłuszczone.
Do widocznego spadku opłacalności chowu świń w Polsce dołączył tym razem jeszcze jeden czynnik: wprowadzony przez niektóre kraje (Rosję, Ukrainę, Białoruś, Japonię, Koreę Południową i Tajwan) zakaz importu z Polski mięsa wieprzowego. Ukraina (i to już od 2007 roku!) nie kupuje też polskiej wołowiny.
Powód embarga na polską wieprzowinę jest, jak często w takich przypadkach bywa, spowodowany pretekstem. Tym razem było nim stwierdzenie u dwóch… dzików afrykańskiego pomoru świń. Choroby absolutnie niegroźnej dla ludzi, przy tym choroby nie stwierdzonej dotąd u żadnej z polskich świń.
Niestety, ten zakaz ma dramatyczny wymiar ekonomiczny. Otóż w jego następstwie Polska traci każdego dnia około 10 mln zł. Taką liczbę podał szef Polskiego Związku Producentów Mięsa. Minister rolnictwa ocenia te straty bardziej umiarkowanie – na około 3 mln zł dziennie.
Niestety, w tym roku również nie przewiduje się poprawy relacji cenowych w chowie świń, w związku z czym ich pogłowie może się jeszcze zmniejszyć, nawet o połowę. Czyli do 5–6 mln sztuk. Jest to wprawdzie mało prawdopodobne, ale warto przypomnieć, że przed drugą wojną światową pogłowie trzody chlewnej w Polsce utrzymywało się na poziomie około 7 mln sztuk. Tym razem byłaby to klęska, bo nasz kraj zostałby skazany na potężny import mięsa wieprzowego i pogorszenie dodatniego salda w handlu zagranicznym żywnością.
Mała opłacalność chowu trzody chlewnej w Polsce ma też przyczyny wewnętrzne. Jedną z nich jest zbyt mała koncentracja tego kierunku produkcji. W Polsce chowem świń zajmuje się aż 260 tys. gospodarstw rolnych, co oznacza, że na jedno takie gospodarstwo przypada około 40 sztuk trzody chlewnej. We Francji, gdzie pogłowie świń jest już większe niż u nas, w statystycznym gospodarstwie, nastawionym na ten kierunek produkcji, znajduje się około 600 sztuk trzody chlewnej. W Niemczech, gdzie chowem świń zajmuje się około 60 tys. gospodarstw, na jedno z nich przypada około 800 sztuk. W Danii, gdzie takich gospodarstw jest tylko 5 tysięcy, na jedno przypada przeciętnie 2,5 tys. świń.
Pod względem mięsności polskie świnie nie różnią się już specjalnie od świń niemieckich czy duńskich. Wynosi ona u nas około 55 proc. i jest zdecydowanie wyższa niż w poprzednich dziesięcioleciach. W dużych fermach trzody chlewnej w Polsce mięsność świń jest już taka jak na Zachodzie, tzn. przekracza niekiedy 60 proc. Natomiast słabością w masowym chowie świń w Polsce jest niższa niż w innych krajach częstotliwość wyproszeń loch, którą oblicza się na 1,83 miotu w ciągu roku (w UE jest to przeciętnie 2,3 miotu) oraz niższa tzw. plenność gospodarcza, która wynosi 15,6 tuczników od jednej lochy, podczas gdy W Unii Europejskiej są to 23 sztuki. W oczywisty sposób wpływa to na koszty produkcji w gospodarstwie.
Oprócz zbytniego rozproszenia pogłowia trzody chlewnej, drugim czynnikiem zmniejszającym efektywność jej produkcji jest brak specjalizacji oraz odpowiednio rozwiniętej technologii chowu świń.
W związku ze zmniejszaniem się pogłowia trzody chlewnej powstały dwa oddzielne zespoły specjalistów (jeden w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi, drugi w Polskim Związku Hodowców i Producentów Trzody Chlewnej), które mają podpowiedzieć, co robić, by świnia w polskim rolnictwie odgrywała taką jak niegdyś rolę, a pod względem wielkości pogłowia trzody chlewnej Polska wróciła na trzecie w tej dziedzinie miejsce w Unii Europejskiej (za Niemcami i Hiszpanią). Jednym z czynników, który może się do tego przyczynić, jest stawianie na tzw. patriotyzm gospodarczy, czyli kupowanie wieprzowiny w pierwszym rzędzie krajowej, ale znacznie skuteczniejszym sposobem będzie poprawa efektywności chowu trzody chlewnej, czyli eliminowanie słabych u nas stron tego kierunku produkcji. Liczyć się będzie zwłaszcza konkretna pomoc finansowa dla gospodarstw zamierzających specjalizować się w chowie świń. I w programie rozwoju rolnictwa na najbliższe lata już się takie wsparcie przewiduje. Gospodarstwa przymierzające się do budowy chlewni mogą liczyć na wsparcie w wysokości do 1,5 mln zł.
ES